(jakikolwiek) any dom pozbawiony wszelkich wygód a house without any modern conveniences na wszelki wypadek just in case na wszelki wypadek zaryglowała drzwi she bolted the door just in case za wszelką cenę at all costs, whatever the cost idioms wszelki duch Pana Boga chwali! (God) bless my soul!
Pedro Pascal na Pudelku!! Wszelki duch Pana Boga chwali! W życiu bym nie powiedziała w 2016 roku jak oglądałam Narcos że ten wąsaty przystojniak będzie miał za kilka lat tak niesamowitą
Maria Eichlermaria.eichler@pomorska.pl Wszelki duch Pana Boga chwali, Marcin Wałdoch na swoim blogu komplementuje burmistrza Arseniusza Finstera, nazywając go „dobrym organizatorem” i wymieniając jego inne zasługi dla społeczności lokalnej.
Vay Tiền Nhanh Chỉ Cần Cmnd. Majestatycznie Niech chwali Boga wszelki lud. Pieśnią aniołów chwalmy Go. Niech Ojciec, Syn i Święty Duch Na ziemi uwielbieni są. Słowa: Thomas Ken, 1637–1711 Muzyka: Louis Bourgeois, ok. 1510–1561. Z: Genfer Psalter, XVI w. Psalm 148:1–2, 10–14 List do Efezjan 1:3 WsteczDalej
polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński hiszpański Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. Duch Pana dał mi następną wizję. Duch Pana poruszył Jego lud, - by był hojny w potrzebie. Nic dziwnego, że wierzący w nową religię mogli wołać: "Gdzie jest duch Pana, tam jest wolność". No es de extrañar que estos creyentes de la nueva religión clamaran a gritos: «Allí donde se encuentra el espíritu del Señor, se encuentra la libertad». ( 150: Kiedy przerwał czytanie z prawa, przeszedł do Izajasza i zaczął czytać: Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił, abym głosił dobrą nowinę ubogim. 150: ( Cuando terminó de leer del libro de la ley, comenzó a leer de Isaías: «El espíritu del Señor está sobre mí porque él me ungió para que predique buenas nuevas a los pobres. Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija ludy, ale duch Pana ponad tobą jaśnieje i jego chwała jawi się nad tobą. La oscuridad puede cubrir la Tierra y las profundas tinieblas envolver a la gente, pero el espíritu del Señor se levantará sobre ti y verán que la gloria divina te acompaña. Duch Pana Boga nade mną, bo Pan... mnie namaścił. Duch Pana jest gwarancją naszej chwalebnej przyszłości, kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg w nim. El Espíritu del Señor es la garantía de nuestro futuro glorioso, porque el que permanece en amor, permanece in Dios y Dios en él. Na zawsze jest prawdą, że "gdzie jest duch Pana, tam jest wolność". Es para siempre verdad que «donde se encuentra el espíritu del Señor, se encuentra la libertad». W pewnym momencie Pan napisał słowo "Ikabod" nad całym religijnym systemem, co oznacza: "Duch Pana odszedł." En un momento dado el Señor escribió la palabra "Icabod" sobre todo el sistema religioso, significando que, "El Espíritu del Señor había partido." Duch Pana jest duchem miłości, która w procesie tworzenia mostów między pokoleniami jest w stanie ostatecznie przezwyciężyć wszystkie ludzkie konflikty rodzinne. El Espíritu del Señor es ese espíritu de amor que tarde o temprano se impone a todo el distanciamiento que hay en la familia humana al construir puentes entre las generaciones. Demon ten ośmiela się uderzyć w Sługi Bożego i zapytać go, w jaki sposób duch Pana odszedł od niego, aby przemówić do Sługi Bożego. To po prostu zadziwiające. Este demonio se atreve a golpear al Siervo de Dios y preguntarle de dónde salió el Espíritu del Señor para hablar con el Siervo de Dios. A duch pana siekiery nie lubi gości. Twierdzi, że igłę wbił jej duch pana żony! Bezgłowy duch pana Eguene'a Willsa kroczy po opuszczonym domku na wsi. "El fantasma sin cabeza del Sr. Eugene Rilsby... aún recorre su granja abandonada". Gdy duch pana żony opuścił ciało... to chyba umościł się... we mnie. Al salir, el espíritu de ella... se introdujo... en mí. Wszelki duch pana Boga chwali. ¡Shelley, alabado sea el Señor! Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 16. Pasujących: 16. Czas odpowiedzi: 8 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200
ROZDZIAŁ XXII W którym Maciek twierdzi, że Kazik Ginter jest głupim chłopakiem. Pan Żórawski tak był zamyślony, a może też drzemał, że nie słyszał biegnącego szybko po schodach Maćka i ocknął się dopiero, gdy go uradowany chłopiec uderzył mocno po ramieniu. Zerwał się, wyprostował, cofnął parę kroków, patrząc wystraszonemi oczami na Maćka i przeżegnawszy się, rzekł: — W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Wszelki duch Pana Boga chwali. — I ja go także chwalę! — zawołał Maciek. Ale pan Żórawski cofał się ciągle i wyciągnąwszy chudą i obrośniętą mocno rękę, mówił: — Giń, przepadnij, maro! — O laboga! laboga! co też to jegomość gadają. Ja przecie nie żadna mara, jeno Maciek Dratewka jestem. — Różne postacie na siebie mary przybierają — mówił grobowym głosem pan Żórawski — kto wie, ażali postury Maćka, Dratewką zwanego, także jaki duch nie przybrał na się. — O rety! rety! jaki też to jegomość jest śmieszny! Gdzieby zaś duchy moją posturę przybierać mogły. Jam jest Maciek, com chodził tam na górę po klucze od lochów i oto te klucze mam. O, laboga, laboga! To mówiąc, począł dzwonić kluczami i pokazywać je panu Żurawskiemu. Widok ten opamiętał starego burgrabiego, bo zbliżył się i oglądając bacznie Maćka od stóp do głów, spytał: — Żali w rzeczy samej jesteś Maćkiem, nie marą, wiodącą ludzi na pokuszenie? — O, rety! rety! a też to jegomość wydziwia! Jużcić że jestem Maciek i nikogo na pokuszenie nie wiodę. — I masz klucze? — A mam! — Pokaż! Tedy Maciek wręczył mu klucze, które on bacznie oglądał i gadał raczej do siebie, niż do Maćka: — Ten jest od lochu pod wieżą, gdzie są tortury; ten od loszku małego, gdzie siedzi dwóch łyczków warszawskich; ten, gdzie wsadzono Madejową, kramarkę!.. — Matuś moja, matuś! — ryknął Maciek — o laboga, laboga! jegomość, czego stoimy? chodźmy uwolnić moją matuś! chodźmyż a żywo, bo umrę z żałości. O, laboga, laboga! I począł zawodzić i nosem głośno pociągać i jęczeć tak krzykliwie, że pan Żórawski rzekł surowo: — Cichaj, chłopcze, cichaj! tam na górze rejwach jest niemały i nie trzeba, żeby nas usłyszeli. Cóżeś ty, do stu katów, baba czy co? Słyszał to kto, żeby taki chłop, któremu się już wąsy pod nosem puszczają, beczał jak dziecko. Milczże mi do stu par paraluszów, bo wszystko twymi wrzaskami popsowasz i nie uwolnimy nikogo. — Już będę cicho, mój jegomość, już cicho będę, jeno chodźmy do matusi. Mój jegomość, mój jegomościuniu złoty!... I chwytając pana Żurawskiego za nogi, począł go całować i ściskać i błagać gorąco. Te prośby rozczuliły starego szlachcica, począł sam szlochać, nosem pociągać i prawić: — Ano, dobre z ciebie chłopię, rzetelnie mówię, że dobre, i chocieś łyk i szewckie dziecko, masz jednak szlachecką duszę w mieszczańskiem ciele. Szkoda wielka, żeś ty łyk, bo byś mógł daleko zajechać, a może i królem ostać, bo to nie nowina w naszej Rzeczypospolitej. Ale cóż... Chciał coś jeszcze mówić, ale mu Maciek przerwał, wnosząc nowe prośby, by szli uwalniać z lochu jego matką. Machnął tedy ręką i rzekł: — Ano chodźmy! Ruszył przodem, zgoła w innym kierunku, niż dotąd szli, a przez drogę gadał, mrucząc pod nosem: — Żebym go się nie dotykał, sam mu gęby węglem nie mazał i tych oto kluczy nie miał w ręku, tobym rozumiał, że to nie człowiek, jeno mara jakaś, która jeno posturę szewckiego chłopaka na się przybrała, Słychaneż to rzeczy, żeby na tym zepsutym świecie, byli ludzie z takiem dobrem sercem? Żyję ośmdziesiąt lat, a może i więcej i zawżdym jeno widział, że człek człekowi wilkiem... A tymczasem teraz w tych lochach, gdzie jeno cierpienia i jęki się rozlegają, spotykam takie złote chłopię! Ha! Pan Bóg czyni niekiedy takie cuda! Tak sobie mruczał pod nosem pan Żurawski i szedł przodem ciasnym, wązkim korytarzem, pełnym cuchnącej wody. Maciek za nim śpieszył. Nie szli jednak długo, bo nagle pan Żórawski skręcił w bok i postąpiwszy parę kroków, zatrzymał się przed żelaznemi drzwiami, i wskazując na nie, rzekł: — To tu! Maciek zatrzymał dech w sobie i patrzał niecierpliwie, jak pan Żórawski dygoczącemi ze starości rękami, począł szukać w pęku właściwego klucza. Znalazłszy go nakoniec, z trudnością wsunął w otwór, zakręcił i drzwi ze zgrzytem i łoskotem odsunął. Z ciemnego, niczem nie rozświeconego lochu, wionęło zatęchłe piwniczne powietrze i z głębi rozległo się stłumione, jakby z grobu lub trumien wybiegające pytanie: — A kto tam? żali i po nocy spać mi nie dacie? Maciek odgadł sercem, że to głos matki i z rozpaczliwym krzykiem, wołając: — Matuś moja! matuś! to ja... twój syn... o laboga, laboga, to ja! — Kto? co?... rozległ się ów ponury głos z głębi i przy słabym blasku latarki, który pan Żórawski trzymał, podniosła się gdzieś z ciemności jakaś postać. Ale już Maciek wpadł do piwnicy i rzucił się jak długi do nóg matki, szlochając głośno, zanosząc się od płaczu i wołając: — To ja, Maciek! wasz syn! przyszedłem was, matuś moja złota, uwolnić. Przez chwilę panowało milczenie, aż wreszcie Maciejowa surowym głosem zapytała: — A ty skądeś się tu wziął? — A przyszedłem, żeby was uwolnić! — Jak? jakim sposobem? Szwedy cię puściły? — Ej, gdzie tam Szwedy! sam przyszedłem przez lochy z panem Rafałowiczem. — Z panem Rafałowiczem? co ty mi tu pleciesz? a gdzie pan Rafałowicz? I spostrzegając pana Żórawskiego, spytała: — A to co za jegomość? — Moja jejmość — uznał za stosowne wtrącić się pan Żórawski — teraz nie czas pytać się kto zacz i jakim sposobem ten chłopak się tu dostał. Dość, gdy się asani dowiesz, żeśmy przyszli cię uwolnić. Zabieraj tedy swe manatki i ruszaj za nami, bo czas jest drogi. — Jakie manatki? ja żadnych manatków nie mam! — Moja matuś — nalegał Maciek — uciekajmy, bo nas Szwedy mogą zdybać. Rada ta wydała się Madejowej dobrą, bo rzekła: — Ano chodźmy, kiedy tak. Ruszono więc z piwnicy, a pan Żórawski zaraz drzwi na klucz zamknął. Maciejowa ciężko szła, głową kiwała niedowierzająco i mówiła: — Cud czy sen? Może mi się to śni wszystko? — Bywa i to czasem — ozwał się na to pan Żórawski — ile, że po tych lochach różne mary chadzają, ale teraz możesz jejmość być pewna, że to nie sen, ale najrzeczywistsza jawa. Tak mówiąc, szedł przodem krokiem posuwistym, wysuwając swe długie, cienkie nogi, tak że otyła Macicjowa ledwie mogła za nim nadążyć. I gdyby nie Maciek, który jej dopomagał i w ślizkich miejscach podtrzymywał, byłaby wkrótce ustała. Maciek był teraz w wybornym humorze, opowiadał, jako się przebrał za widmo, jako mu pan Żórawski twarz węglem uczernił, jako wykradł klucze panu Manderstörna i śmiał się głośno: — Hi! hi! hi! — pedam matusi, Szwedzisko tak się przestraszyło, że choć jest gruby i tłusty, skakał jak fryga. O laboga, laboga, to ci dopiero była uciecha patrzeć na tego Angielczyka Niemca, jak zmykał! Hi! hi! hi! Tak sobie gwarząc, doszli nakoniec do wieży, w której pan Rafałowicz z Kacprem i Kazikiem słodkim snem zasypiali. Czas już był wielki, bo Maciejowa zadyszana i spocona, ledwie szła i wniesiona prawie przez syna na schody, padła raczej na ławę niż siadła i rozglądając się dokoła, oddychała głośno. Dopiero odpocząwszy sobie nieco, gdy rozbudzono pana Rafałowicza i dwóch jego młodych towarzyszy, gdy ich zobaczyła, rzekła: — Teraz to wierzę, że to nie sen, jeno jawa. Ano, niech będą dzięki cudownemu Panu Jezusowi od Fary. Te heretyki mieli mię brać jutro na męki, bo gadali, żem ja rokosz uczyniła. A psubraty, to żem broniła swej krwawicy, to za to mię mieli na męki brać, jak jaką czarownicę? A bodajże ich pokarało! Byłaby jeszcze długo gadała, ale pan Rafałowicz poszeptawszy w kącie z Żórawskim, rzekł głośno: — Moja jejmość, teraz nie czas na gadanie. Musimy stąd się, mociumdzieju, wynosić. Chłopcy, zbierajcie się. Imć pan Żórawski wyprowadzi nas kanałem nad Wisłę i pójdziemy jej brzegiem ku ulicy Mostowej. Kazik, jeżeli znajdziemy jaką łódź, popłynie na Pragę do króla Jegomości... — Jak nie będzie łodzi, to wpław przepłynę Wisłę — ozwał się Kazik — jak trzeba, to trzeba! Nie nowina mi to. — Zobaczymy jak to będzie. Słuchajże teraz chłopcze, pilnie, żebyś wiedział, co masz powiedzieć królowi Jegomości, jeżeli do niego się dostaniesz... — Co nie mam się dostać! — O, laboga, laboga, jaki to głupi chłop z tego Kazika — ozwał się Maciek — on myśli, że król to taki sam jak ja, albo pan Rafałowicz. O, reta, reta, jaki on głupi ten Kazik! — Cichaj, cebulo! — Owóż tedy — ciągnął dalej pan Rafałowicz — jeżeli dostaniesz się do króla Jegomości, a staraj się koniecznie dostać, to powiesz mu, że z mego domku, za bramą Nowomiejską, kole Gdańskiej piwnicy, jest podziemne przejście... — A kiedy zawalone! — zawołał Maciek. Kazik nie wytrzymał, ale syknąwszy swe „cichaj cebulo,“ dał potężnego kułaka Maćkowi. — Nie bij! — ten zawołał — com ci winien? — Niestety! — mówił dalej pan Rafałowicz — podziemiem tem nie można się już dostać do zamku, ale powiesz królowi Jegomości, że zawżdy dotrzeć będzie można pod basztę przy ulicy Dunaju, a i to coś znaczy! My wszyscy czekać będziemy na naszych w moim domku. — A jakże się jegomość tam dostanie? — Pójdziemy nad Wisłą i przez Mostową ulicę, jeszcze przed świtaniem będziemy u siebie. A zatem, mociumdzieju, w drogę, bo teraz noc krótka i na wschodzie jeno patrzeć świtu. Prowadź że nas, mości Żórawski! Pan Żórawski w milczeniu otworzył drzwi i ruszył na schody, nie oglądając się na nikogo. Maciejowa, wzdychając ciężko i narzekając, że ją nogi i krzyż boli, przy pomocy, syna, który troskliwie jej pilnował, poszła za innymi. Niebawem znaleźli się w wązkim, ślizkim, cuchnącym mocno kanale i w niektórych miejscach tak nizkim, że zgięci do połowy posuwać się mogli. Wszyscy szli jednak raźno, nie zważając na to, ale z Madejową był wielki kłopot i gdyby nie Maciek ze swą wielką siłą, byłaby z pewnością ustała. Szczęściem droga była niedługa i wkrótce znaleźli się u wylotu kanału, nad samą Wisłą, która z głuchym pluskiem toczyła swe mętne fale.
wszelki duch pana boga chwali